Jestem tu dość długo, ale do jeziora, które widziałem z góry nigdy nie dotarłem, postanowiłem więc pofatygować się skrótami, czyli zjechać z góry. Drogę na dół pokonałem zadziwiająco łatwo. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że nie jestem tu sam, zza wielkiego głazu słychać było śmiech i rozmowę. Wyłoniłem się lekko zza kamienia i dostrzegłem ładną dziewczynę w stroju do łyżwiarstwa. Okazało się również, że jezioro było zamarznięte. Jej pies nastroszył futro i przygotował się do skoku. Zasłoniłem się deską, ale zanim husky zdążył skoczyć dziewczyna krzyknęła.
- Rufo! - Wróciła na krawędź tafli i zatrzymała się obok psa.
- Ładne miejsce. - Odparłem i oparłem się łokciem o deskę. Szatynka zarumieniona od zimna odpowiedziała po chwili namysłu.
- Tak, faktycznie. - Uśmiechnęła się lekko i dodała. - Katherine.
- Jack. - Odpowiedziałem i wyciągnąłem w jej kierunku dłoń.
Kath?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz