- Tak - uśmiechnąłem się delikatnie i wyszedłem z sali w której leżała Astrid. Włożyłem ręce do kieszeni w mojej kurtce i poszedłem przed siebie kierując się do wyjścia. Pochodziłem troszkę po okolicy i wróciłem do mojego i Kendalla pokoju. Zastałem w nim blondyna leżącego jak jakiś panicz na podłodze.
- Ej! Przesuń się! - krzyknąłem kopiąc go delikatnie w bok.
- Co? Uh... A to ty Loges. Już wróciłeś? - spytał starając się podnieść. Udało mu się to a ja pomogłem usiąść mu na łóżku.
- Niech no zgadnę. Kac morderca? - spytałem starając się nie śmiać
- Zamknij się - burknął i popatrzył na mnie krzywo - Powiedziałeś jej? - spytał wyciągając dwa skręty z kieszeni swojej bluzy i podając mi jednego.
- Nie, jakoś nie wypadało - odparłem i gestem ręki odmówiłem skręta
- To spytaj jej się o to jutro. Kup jakieś kwiatki i tyle - powiedział zapalając marihuanę - Laski lecą na takie bajery.
- Dobry pomysł. Dam jej te kwiaty na poprawę humoru a spytam jej się o to gdy wyjdzie ze szpitala. Dzięki - przytuliłem przyjaciela w podzięce.
***Nastęonego dnia***
Od razu kiedy tylko wstałem poszedłem do pobliskiej kwiaciarni i kupiłem najładniejszy bukiet jaki tylko mogłem znaleźć. Potem dziarskim krokiem ruszyłen do szpitala w którym leżała Astrid.
- Hej - uśmiechnąłem się wchodząc do środka - To dla ciebie - dodałem dając jej kwiaty
Astrid? Niezły szajs ;_;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz