- Nie żyje - powiedziałam z grobową miną, patrząc na jakieś drzewo. Starałam się nie rozpłakać. Kiedy przypomniałam sobie ich rozstrzelane ciała... Poczułam łzy zbierające się w oczach. Zaczęłam szybko mrugać, żeby żadna nie popłynęła po policzku.
- Och... Wybacz. Nie powinienem pytać - powiedział lekko zmieszany. No nie lekko, bardzo.
- Nic się nie stało - powiedziałam to kłamstwo bardzo naturalnie. W końcu powtarzam je w kółko od trzech lat... - Jakbyś jakoś odzyskał swoją deskę... Pokazałbyś jak jeździsz? - spytałam, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
Sam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz