czwartek, 17 września 2015

Od Kendalla

Leżałem na łóżku gapiąc się w sufit. Fascynujące zajęcie. Tyle, że nie miałem lepszego zajęcia. Przynajmniej na nic genialnego nie wpadłem. Było zbyt wcześnie by iść do jakiegoś baru czy czegoś podobnego. Nagle na łóżko wskoczyła Riley i zaczęła mnie trącać głową. Spojrzałem na nią kątem oka. Jasne było, że chce iść na spacer. W sumie to by mi się przydało. Wstałem, wziąłem książkę i wyszedłem z domu. Pies oczywiście biegał w niedalekiej odległości. Jak najszybciej opuściłem miasto i ruszyłem do lasu. Tutaj przynajmniej było ciszej i lepiej się oddychało. Przez dobre pół godziny po prostu spacerowałem, a potem zlokalizowałem drzewo na które się wspiąłem i usiadłem na wyższej gałęzi. Liście zakrywały mnie całego. Riley biegała gdzieś wokoło. Była tak wyszkolona, że nie odbiegnie za daleko. Wyciągnąłem książkę i pogrążyłem się w lekturze. Z transu wyciągnęło mnie dopiero szczekanie psa. Spojrzałem w jej kierunku. Z pomiędzy krzaków wyłonił się jakiś człowiek i zaczęł iść w jej stronę. Ta przez chwilę warczała. Nieznajomy albo nieznajoma podszedł bliżej i schylił się by chyba ją pogłaskać. Wtedy zeskoczyłem z drzewa. Obydwoje na mnie spojrzeli.
- Może i nie wygląda, ale może odgryźć rękę. - uznałem, że owej osobie zależy jeszcze na ręce temu się odezwałem.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz